czwartek, 30 października 2008

Jesteśmy strasznie czyści...

...bo się myjemy dużo



bez komentarza ;))

Bernard

Jak pewnie się domyślacie, Bernard także szuka domu. Postanowiłam dać mu miejsce na moim blogu, bo to zupełnie niezrozumiałe, dlaczego tak piękny i miły kot nie ma jeszcze swojego Własnego Człowieka. Popatrzcie tylko na te oczy...


Bernard przebywa w tej chwili u mojej przyjaciółki Izy. Nie będę się rozpisywać o jego charakterze, bo ona robi to najlepiej. Najnowsze informacje o pięknookim Bernardzie, a także dwóch innych kociakach - Docie i Necie, które też są u Izy, na tej stronie: www.kocieta.blogspot.com

Zapraszam :) Fantastyczna lektura i piękne zdjęcia!

środa, 29 października 2008

Kocie sny

O czym śnią koty?...

Znalazłam ostatnio taki strasznie smutny teledysk Moby'ego. Utworek nazywa się
"Dream about me" i sam w sobie jest średni, za to sam filmik mógłby służyć jako skuteczna tortura dla kociarzy (mimo, że kotek jest tu pretekstem do powiedzenia czegoś innego). Oczywiście, że się poryczałam. Musiałam aż na odtrutkę posłuchać Genesis... ;)

A koty śnią dużo...

Sen jest jedną z ulubionych kocich rozrywek. Można przez sen polować, czaić się, pałaszować pluszowe myszki - co się tylko sobie wymarzy. Bardzo zabawne jest jak kot śniąc porusza łapkami, "biega", węszy, pomrukuje, jakby zobaczył coś bardzo, bardzo godnego natychmiastowego upolowania.

Śpi się, jak wiadomo, najlepiej razem.
Tylko nie zawsze jest wygodnie...


Bo ktoś się strasznie panoszy...

Na razie nieśmiało i na marginesie chciałabym poinformować, że niedługo Oregona będą czekały dobre wieści... i kolejny kotek nie będzie miał takiego smutnego życia jak ten w teledysku Moby'ego...

wtorek, 28 października 2008

Kot książkowy

Zdjęcie niestety kiepskiej jakości i nie oddaje całe urody naszej Toci...
...ale za to pokazuje, że Tocia jest Kotem Książkowym.
I lubi szafkę....

...co więcej inne koty też lubią tą samą szafkę... zastanawiam się, jakim sposobem mój TŻ jeszcze nie może przyjąć do wiadomości (tj. jak mu się to udaje, by nie do końca przyjmować...), że koty:

1. Wchodzą wszędzie, gdzie mają możliwość wejść, np. na szafkę z książkami. Nie biorą pod uwagę tego, że jest niestabilna i leżą na niej Bardzo Ważne Rzeczy.
2. Ostrzą pazurki na rzeczach, na których przyjemnie się ostrzy pazurki. Do tej kategorii należy ulubiony plecak TŻta, który bardzo łatwo się zaciąga.
3. Interesują się jedzeniem swojego Ukochanego Pana, mimo, że jest Ukochanym Panem. Ale jedzenie to w końcu jedzenie ;). Nawet jeżeli są to ogórki.
4. Ale przede wszystkim Pan jest Ukochanym Panem, więc trzeba próbować wskakiwać mu na kolana, bo jest fajny i ciepły. Nawet jeżeli ma się odbyć 20 (słownie: dwadzieścia) prób wskoczenia i zostania, to warto to robić, bo może w końcu znudzi mu się zrzucanie...




...TŻ oczywiście liczy na to, że to właśnie Toci pierwszej znudzi się wskakiwanie... ;)

piątek, 24 października 2008

Ciach!bezdomność

Chciałabym przypomnieć tu bardzo ważną akcję, organizowaną przez Cichy Kąt, a mianowicie "Ciach!bezdomność". To bardzo ważne przedsięwzięcie, wręcz priorytetowe dla azylu. Przecież zajmuje się on łagodzeniem skutków bezdomności, których przyczyną jest niekontrolowane rozmnażanie się olbrzymiej ilości kotów... Akcja ciachowa ma pomóc rozwiązać ten problem od podstaw, a mianowicie zmniejszyć liczbę kotów zdolnych do rozrodu poprzez sterylizację zarówno kotów wolnożyjących, jak i azylowych.

Na tej stronie można dowiedzieć się więcej na temat szczegółów akcji.


Wszyscy są zaproszeni do uczestniczenia w niej. Niezależnie od tego, czy masz akurat parę groszy, by pomóc finansować sterylizacje, czy też masz ochotę przetrzymać po sterylizacji czy złapać dzikiego kota - wszystkie działania są potrzebne. O szczegółach dowiesz się na stronie.
To właśnie w ten sposób można w sposób skuteczny pomóc kotom, bez konieczności brania na siebie odpowiedzialności za jednego konkretnego - na całe życie, czy też za jego część, jak to robi dom tymczasowy.
Może kiedyś sytuacja polepszy się na tyle, że klatka-łapka będzie stała zakurzona w piwnicy i tylko od czasu do czasu będziemy wyciągać ją, by sprawdzić, czy zupełnie nie przerdzewiała...



wtorek, 21 października 2008

Andaluzja Przytulanka

Andaluzja robi postępy!

Odkąd przeprowadziła się do Mimw, gdzie ma stałą opiekę i mizianie całodobowe, gdzie jest wyraźnie MNIEJ kotów i więcej nieco miejsca, mała staje się powoli zupełnie nakolankowym kotkiem...miziaczkiem, przytulanką - w ogóle chrup i mniam :). Jest, jak się okazało już nie raz, zaborcza i charakterna. Nie daje sobie wleźć na głowę, za to z powodzeniem sama to uskutecznia
w stosunku do innych domowników...jednym słowem rozwija się...

Dowód: http://www.wrzuta.pl/audio/qDrTIVAbOx/andaluzja - skutki robienia kotu krzywdy poprzez obcinanie pazurków ;)

Dalej jest nieprzyzwoitym grubasem, ale ten szczegół można chwilowo pominąć ;). Przecież to 3 kilo kociego wdzięku ;)

Straciła już swoje mleczne kiełki. Tymczasowa opiekunka wychodziła ze skóry z niepokoju o to, czy same zechcą wypaść ;). Tak czy inaczej mam prawdziwą pewność, że Andaluzja jest dobrze zaopiekowana...

Rządzę...

...ale i tak czasem trzeba się umyć...

poniedziałek, 20 października 2008

Już nie całkiem, a jednak wciąż tycia...

...Tocia!

teraz moje śliczne maleństwo wygląda tak:

taka jestem slicna...

i z tej strony tes...

niedziela, 19 października 2008

Szarusia - gościnnie...

Szarusia jest kotem z Cichego Kąta. Mieszka w kociarni w Tarnowskich Górach.

I nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że mieszka tam od 2005 roku. To jeden z najdłużej przebywających w CK kotów. Jest już weteranką, choć przecież ma niecałe 4 lata.

Nikt jej nie chce, bo nie jest kotem nakolankowym, nie łasi się, jest płochliwa.
Nikt nie docenia tych pięknych oczu.

Zupełnie tego nie rozumiem: jest inteligentna, jak każdy kot bardzo elastyczna. Na pewno jako jeden z dwóch, trzech kotów mogłaby się czuć bardzo dobrze w czyimś kochającym domu, który nie wymagałby od niej natychmiastowego stania się kochanym przytulaczkiem.

Przestańmy koty traktować użytkowo...przecież ważny jest też ich charakter, ich piękno i wdzięk, atmosfera, jaką wprowadzają, a nie tylko funkcja grzałki na kolana.
To miłe, ale to nie wszystko.

Przyjrzyjcie się Szarusi, ona mogłaby rozkwitnąć w domu:

sobota, 18 października 2008

Mimbla

Nikt nie chce Mimbli. Nikt NIGDY nie dzwonił w jej sprawie. Podejrzewam, że to nie z powodu jakiejś specjalnej brzydoty - bo Mimbla jest bardzo ładnym kotem. Nie jest również chora, uciążliwa, dzika, trudna...

Mimbla nie jest po prostu maleńkim kociaczkiem. Ma 6-8 lat. To za dużo dla wielbicieli ruchliwych puszystych kuleczek (sama do nich należę). Trochę też za mało dla tych, którzy kochają koty stare i "kolekcjonują" staruszki. Ma natomiast zbyt dobre zdrowie, by ktoś się "zlitował" nad nią.

Z Mimblą nie będzie fajerwerków. Nie będzie rośnięcia i innych przyjemności wieku niemowlęcego. Z drugiej strony nie jest to ani staruszka - przed nią przecież być może 10- 14 lat życia! - ani kot chory, wymagający ciągłej intensywnej opieki i uwagi, a także doświadczenia opiekuna.

Mimbla nie wywołuje ani rozczulenia ani litości. To chyba jest meritum. Ona nie potrzebuje ani jednego ani drugiego.

Potrzebuje prawdziwego, spokojnego domu. Marzy mi się ktoś taki, jak opiekunowie Yerby: przyjechali ze Szczecina do Krakowa, bo zobaczyli zdjęcia i przeczytali, bo są pewni, wiedzą, że kochają tego kota. Konkretnego, materialnego, bez ideologii i litości.

Mimbla przeszła bardzo wiele, ale udało jej się zachować niezłą kondycję fizyczną (z psychiczną jest gorzej - źle znosi towarzystwo Xeny...), choć jest nieco....zbyt okrągła

Portret z półprofiu...


Przerwa w pozowaniu... można wystawić języczek ;)


Portret en face

piątek, 17 października 2008

Boski Oregonik

Zdjęcia chyba nie wymagają komentarza... nie trzeba być krytykiem sztuki, żeby zobaczyć, że jest piękny....
...i że potrzebuje domku.

A domku nie ma.

Domek się nie zgłasza. Nie rozumiem, może się rozchorował? Może Człowiek, który pokochał naszego ślicznego Oregona wyjechał i by odpowiedzialnie się nim zająć po adopcji, czeka na swój powrót z dalekich podróży?

A może zapomniał? - Nie, to niemożliwe.

Zgubił numer telefonu, stracił wszystko, ma zbyt wiele kotów na utrzymaniu... Pojechał do Iraku, Afganistanu, na giełdę, do szpitala...

Po prostu nie wierzę, że jeszcze nikt się nie zakochał. Myślę tylko, że ten Ktoś czeka w ukryciu, czeka na lepszy moment w życiu, albo...nie wiem, na co...

Przecież on tak potrzebuje własnego kochającego domku...




czwartek, 16 października 2008

Jak to pewien Mężczyzna nie lubił (?) kotów...

Wiadomo.

Był sobie pewien człowiek, który nie znał kotów. Może nie do końca nie lubił, ale nie miał zaufania, uważał, że kot nie potrzebuje więzi z człowiekiem itp.

Zobaczmy co się z nim stało:


Przedstawiam Wam mojego Towarzysza Życia - Bartka. Mieszka chwilowo z 4 kotami - w tym dwoma rezydentkami i dwoma CKkotami. Nie zawsze wygląda, jakby mu to nieodpowiadało...

Wiem jednak, że stwarza to ogromne niedogodności, szczególnie że do niedawna kociaki bardzo często miały problemy zdrowotne. I z tym radził sobie znakomicie, marudząc z rzadka, nie mając do mnie pretensji, a czasem nawet ciesząc się tym ciężkim obowiązkiem, jakim jest opieka nad hordą dzikich zwierząt ;).
Należą mu się wielkie podziękowania za to, że podjął się opieki nad futrzakami w trakcie mojej nieobecności. Jest to wielka pomoc dla kotów i Azylu. Zrobił to, mimo że pracuje, studiuje, ma własne zajęcia i zainteresowania. I nie są to koty.

Bartku, jesteś wielki...


Przy okazji dziękuję Ci za zgodę na upublicznienie Twojego wizerunku :*

środa, 15 października 2008

Przeprowadzka

Andaluzja dziś wieczorem pojechała do Mimw...
Mam nadzieję - i trzymam za to kciuki - że szybko się tam zadomowi i że nie będzie miała problemów z dogadaniem się z Selectą i Tosią :), czyli pannami rezydentkami.
To z pewnością dobra wiadomość dla wszystkich - Mimw z pewnością znajdzie więcej czasu dla Andaluzji, niż my mogliśmy jej poświęcić przy takiej ilości kotów. To dla kici szczególnie ważne, bo potrzebuje socjalizacji. I...odchudzania ;).
Natomiast mój Bartek na pewno odetchnie - teraz w domu zostały już "tylko" cztery kociaki - w tym dwie rezydentki i dwa tymczasy - Oregon i Mimbla. Mam nadzieję, że szybko znajdą domy...

W tym miejscu chciałabym się jeszcze pochwalić - Kraków będzie miał zupełnie nowiutką, hamerykańską klatkę-łapkę. Mam nadzieję, że już jedzie (łamane przez leci) - zamówiłam wczoraj...
Och, mam nadzieję, że ją szybko "zajedziemy"... marzą mi się całe hordy wykastrowanych kotów...
...ale jestem normalna...;)

My też szukamy domu...

Dzisiaj do Mimw, u której wcześniej mieszkała Nebraska, przeprowadza się Andaluzja - nasz kochany grubasek. Dalej poszukuje domku...mam nadzieję, że tak jak do Nebrasi, szczęście uśmiechnie się także do Andaluzji, która przecież już tak długo szuka domku...Potrzebuje przecież dużo ciepła i czułości, a przede wszystkim - swojego kochającego człowieka.

U nas zostaje jeszcze Oregon i Mimba. Oregonik jest ślicznym, zawiadiackim kocurkiem. Jest prawie zupełnie biały, ma śliczny pysio... wiele osób dzwoniło, by o niego pytać, jednak wciąż są te same problemy: albo zainteresowani nie chcą zaakceptować warunków umowy adopcyjnej, albo nie zgłaszają się na rozmowę... po prostu nikt się jeszcze nie zakochał w tym pięknym kocie.

A Oregon jak żaden inny kot - może poza Tocią - potrafi zaskarbić sobie serce każdego człowieka. Mojego Bartka zupełnie urzekł, choć nie jest kociarzem i trudno mu się zachwycić "byle" kotem...
Potrafi uroczo zasnąć na kolanach, przy akompaniamencie donośnego mruczenia, wystawiając do głaskania mięciutki biały brzuszek...
Bawi się jak zupełnie maleńki kotek, choć przecież ma już prawie pół roku, więc to "całkiem dorosły" koci mężczyzna...
Świetnie komunikuje się z człowiekiem i z innymi kotami...
Jest uroczy, rozbrajający...
Zdrowy, wykastrowany...
Długo przebywał z zastępczą mamą - Mimblą - więc świetnie zna reguły kociego życia, nie cierpi na chorobę sierocą.
Dlaczego jeszcze nikt nie pokochał kota, który jest wręcz idealny?... Moim skromnym zdaniem, po lekkim odchudzeniu, mógłby nawet pojechać na wystawę - ma tak piękną sylwetkę i wzorcowy pyszczek.

Popatrzcie sami:


Jestem strasznie groźnym kocurem...


...a to ja i moja ukochana siostra...czasem nawet wylizuję jej uszka...


Mimbla, dzielna zastępcza mama naszych kociaków, także oczekuje na swojego człowieka. Być może potencjalnych opiekunów odstrasza jej wiek - ostatecznie ma ok. 6-8 lat. Jednak zważywszy na to, że koty dożywają wieku 20 lat, jest to po prostu dojrzała kobita.
Wiele w życiu przeszła - mieszkając na podwórku, wśród nieżyczliwych ludzi i całego mnóstwa innych kotów i psów, bez dachu nad głową ani nawet własnego terytorium, całe lata rodziła kilka razy do roku. Należy założyć, że były to ciąże mnogie - tak jak ostatnia: urodziła ośmioraczki. Oczywiście na pewno nie zawsze kocięta przeżywały, więc Mimbla z pewnością odczuwała cierpienie. Dla tej ślicznotki poród był ogromnym stresem i pewnie dlatego rodziła ostatni miot w tak potwornych warunkach - niemal na chodniku pełnym ludzi, koło ulicy...A może ktoś uniemożliwił jej dostęp do piwnicy, w obawie, że tam urodzi i trzeba będzie "sprzątać" martwe kocięta itp., itd...
Niezależnie od tego, co się stało, jej los był nie do pozazdroszczenia. Teraz Mimbla wygląda już ładnie, jej futro zyskało piękną, głęboką czerń. Jest zjawiskowo piękna.
Mimo płochliwości daje się brać na ręce, chętnie wystawia grzbiecik do głaskania. Potrzebuje z pewnością indywidualnego traktowania, bo nigdy nie doświadczyła prawdziwej miłości ze strony człowieka, prawdziwego zaangażowania z jego strony. Nigdy nie zrobiła mi krzywdy, mimo, że byłam potencjalnym "zagrożeniem" dla jej kociąt. Bardzo szybko stwierdziła chyba, że nie ma wyjścia i musi mi zaufać...
To naprawdę wspaniały kot. Przyjemny, nienatrętny charakter. Potrzebuje kogoś, kto doceni ją i jej łagodność, dając w zamian to samo - i mnóstwo czułości.
Mimbla jest na diecie - ciągle jeszcze odczuwa skutki "tuczenia" Denverka, który nie chciał rosnąć... ma trochę za dużo ciałka, co nie jest wskazane w żadnym wieku.

Mimbla czeka...


Dlaczego nikt mnie nie chce?...

Andaluzja już bardzo długo czeka na dom... może powinnam bardziej dbać o "reklamę"? Z drugiej strony zawsze bałam się, że trafi do jakiego nieodpowiedzialnego "kolekcjonera" kocich piękności, który postanowi ją rozmnożyć... jednak nikt taki się nie pojawił - ufff - a Mała jest już na szczęście wysterylizowana.

Ma około 5 miesięcy. Została znaleziona w krzakach gdzie - opuszczona przez mamę - "szczekała" donośnie, mimo swoich wówczas 2 miesięcy. Miała poważny koci katar, który prawdopodobnie zszedł w "bardziej dolne" rejony dróg oddechowych - stąd "szczekanie". Wyglądała wtedy na najbrzydszego kota świata, a składała się z kosteczek obleczonych cienką skórką, którą porastało szare, sfilcowane futerko. Kot był do obrania z rzepów, wyprania i wysuszenia. A także odpchlenia - cóż to po niej NIE chodziło... Andaluzja była tak chora, że bez protestów, a nawet z przyjemnością poddała się kąpieli w ciepłej wodzie z mydłem. Spod warstwy brudu zaczęło przebijać piękne, błyszczące, ciemne futerko. Nie jest to zwyczajny buras...
W miarę jak mała odzyskiwała zdrowie, z każdym dniem stawała się coraz piękniejsza...
Od kiedy odzyskała węch - a stało się to na szczęście dość szybko - ma wilczy apetyt. Niestety nie potrafiłam zapanować nad jej tyciem, które tylko do pewnego momentu było korzystne dla jej zdrowa... Andaluzja jest w tej chwili na rygorystycznej diecie, którą przeprowadza mój TŻ.

Charakter Andaluzji jest bardzo oryginalny. Niby nie jest to przytulasty, przemiły kot - taki jak Tocia. Nie klei się do człowieka, nie siada mu ciągle na kolanach, nie domaga się głośno pieszczot. Jednak ciągle towarzyszy. Po cichu, bez afiszowania się, upominania się o uwagę. Gdy siedzisz na kanapie, zwija się w kłębek nieopodal. Czasem, gdy ma wyjątkowo dobry nastrój, może się rozmruczeć na kolanach - byleby tylko ktoś drapał po brzuszku...
Lubi się bawić - szczególnie podobają jej się zapasy z Mimblą. W ogóle obie bardzo sobie przypadły do gustu. Mają podobne usposobienie - bardzo łagodne, zero agresji. Zarówno jedna jak i druga jest dość płochliwa - trzeba tolerancji i cierpliwości, by poczuły się dobrze w domu. Czułych i nienachalnych gestów...

Najlepiej pokochać kota takim jakim on jest... A to właśnie Andaluzja:

mam piękne pędzelki na uszach....

...dlaczego więc nikt mnie nie chce?...

niedziela, 12 października 2008

Całkiem duże święto...

Z radością pragnę oświadczyć, że Xena została MOIM kotem :). Zaraz później, 25.X.2008 nasza mała Tocinka stała się kotem mojego Towarzysza Życia - Bartka .
Bardzo się cieszymy, że obie dziewczyny będą z nami już zawsze, aż do końca swojego kociego życia :)

Kolejna bardzo dobra wiadomość - w ostatnich dniach dom znalazła Nebraska - ta sama, która trafiła do mojej łazienki pod opiekuńcze skrzydła Mimbli. Wcześniej przeprowadziła się tymczasowo do Mimw, której bardzo, bardzo dziękuję za fachową i czujną opiekę nad małą :). Tym samym składam też podziękowania Myszce, która jak zwykle profesjonalnie zajęła się przeprowadzeniem adopcji.

A teraz, jako że to całkiem duże święto - za koteczki i za następne adopcje - Hip-hip hurrra! :D

Tak wyglądała Nebraska po sterylizacji - w kubraczku z powodu ranki, która nie bardzo chciała się ładnie goić - razem ze swoją koleżanką Selectą w domku u Mimw


Nebraska jeszcze u Mimw, zaraz po ściągnięciu kubraczka:



Zdjęcia zostały udostępnione przez Mimw :)