środa, 15 października 2008

My też szukamy domu...

Dzisiaj do Mimw, u której wcześniej mieszkała Nebraska, przeprowadza się Andaluzja - nasz kochany grubasek. Dalej poszukuje domku...mam nadzieję, że tak jak do Nebrasi, szczęście uśmiechnie się także do Andaluzji, która przecież już tak długo szuka domku...Potrzebuje przecież dużo ciepła i czułości, a przede wszystkim - swojego kochającego człowieka.

U nas zostaje jeszcze Oregon i Mimba. Oregonik jest ślicznym, zawiadiackim kocurkiem. Jest prawie zupełnie biały, ma śliczny pysio... wiele osób dzwoniło, by o niego pytać, jednak wciąż są te same problemy: albo zainteresowani nie chcą zaakceptować warunków umowy adopcyjnej, albo nie zgłaszają się na rozmowę... po prostu nikt się jeszcze nie zakochał w tym pięknym kocie.

A Oregon jak żaden inny kot - może poza Tocią - potrafi zaskarbić sobie serce każdego człowieka. Mojego Bartka zupełnie urzekł, choć nie jest kociarzem i trudno mu się zachwycić "byle" kotem...
Potrafi uroczo zasnąć na kolanach, przy akompaniamencie donośnego mruczenia, wystawiając do głaskania mięciutki biały brzuszek...
Bawi się jak zupełnie maleńki kotek, choć przecież ma już prawie pół roku, więc to "całkiem dorosły" koci mężczyzna...
Świetnie komunikuje się z człowiekiem i z innymi kotami...
Jest uroczy, rozbrajający...
Zdrowy, wykastrowany...
Długo przebywał z zastępczą mamą - Mimblą - więc świetnie zna reguły kociego życia, nie cierpi na chorobę sierocą.
Dlaczego jeszcze nikt nie pokochał kota, który jest wręcz idealny?... Moim skromnym zdaniem, po lekkim odchudzeniu, mógłby nawet pojechać na wystawę - ma tak piękną sylwetkę i wzorcowy pyszczek.

Popatrzcie sami:


Jestem strasznie groźnym kocurem...


...a to ja i moja ukochana siostra...czasem nawet wylizuję jej uszka...


Mimbla, dzielna zastępcza mama naszych kociaków, także oczekuje na swojego człowieka. Być może potencjalnych opiekunów odstrasza jej wiek - ostatecznie ma ok. 6-8 lat. Jednak zważywszy na to, że koty dożywają wieku 20 lat, jest to po prostu dojrzała kobita.
Wiele w życiu przeszła - mieszkając na podwórku, wśród nieżyczliwych ludzi i całego mnóstwa innych kotów i psów, bez dachu nad głową ani nawet własnego terytorium, całe lata rodziła kilka razy do roku. Należy założyć, że były to ciąże mnogie - tak jak ostatnia: urodziła ośmioraczki. Oczywiście na pewno nie zawsze kocięta przeżywały, więc Mimbla z pewnością odczuwała cierpienie. Dla tej ślicznotki poród był ogromnym stresem i pewnie dlatego rodziła ostatni miot w tak potwornych warunkach - niemal na chodniku pełnym ludzi, koło ulicy...A może ktoś uniemożliwił jej dostęp do piwnicy, w obawie, że tam urodzi i trzeba będzie "sprzątać" martwe kocięta itp., itd...
Niezależnie od tego, co się stało, jej los był nie do pozazdroszczenia. Teraz Mimbla wygląda już ładnie, jej futro zyskało piękną, głęboką czerń. Jest zjawiskowo piękna.
Mimo płochliwości daje się brać na ręce, chętnie wystawia grzbiecik do głaskania. Potrzebuje z pewnością indywidualnego traktowania, bo nigdy nie doświadczyła prawdziwej miłości ze strony człowieka, prawdziwego zaangażowania z jego strony. Nigdy nie zrobiła mi krzywdy, mimo, że byłam potencjalnym "zagrożeniem" dla jej kociąt. Bardzo szybko stwierdziła chyba, że nie ma wyjścia i musi mi zaufać...
To naprawdę wspaniały kot. Przyjemny, nienatrętny charakter. Potrzebuje kogoś, kto doceni ją i jej łagodność, dając w zamian to samo - i mnóstwo czułości.
Mimbla jest na diecie - ciągle jeszcze odczuwa skutki "tuczenia" Denverka, który nie chciał rosnąć... ma trochę za dużo ciałka, co nie jest wskazane w żadnym wieku.

Mimbla czeka...


Brak komentarzy: