Infekcja jest rzeczywiście upierdliwa. Gdy zobaczyłam maluchy po raz pierwszy stwierdziłam, że dwa z nich nie będą widziały prawie na pewno - na szczęście się pomyliłam. Okulista, dr Stefanowicz, stwierdził pewne szanse na wyzdrowienie oczków. Tłuczemy więc antybiotykiem dopyszcznym i doocznym (tobramycyna i doksycyklina, auć auć), jednak efekty są wg mnie mało satysfakcjonujące. Zdaje się, że wirus dobrze się trzyma i postanowił skorzystać na wciąż obniżonej odporności kociaków. Infekcja utrzymuje się na jednym poziomie, choć opuchlizna rzeczywiście schodzi coraz ładniej. Gorzej, że dziś jedna z panienek krwawiła z oka. Wygląda na to, że błony śluzowe już są kompletnie zmacerowane, a antybiotyk nie polepsza w tym względzie sytuacji :( po południu wet.
A tak wyglądają pannice: jedna, najbardziej dzika i chora, nazywa się Zaina. Po arabsku szczęście ;) To imię zawsze dobrze działa
Właśnie zrobiło kupę. Jest zdziwione.
To akurat Zaina :)
2 komentarze:
Chyba ich mama wyczuła, którą piwnicę wybrać... Jesteś niesamowita! Trzymam kciuki za antybiotykoterapię.
e tam niesamowita ;) Bez przesady, ja to lubię :)
Prześlij komentarz