sobota, 5 kwietnia 2008

Wątpliwości, bezsilność, bezsenność...

Napięcie opadło, maluchy żyją, wszystko w porządku...

Ale na znanych mi podwórkach w Krakowie...

...trzy kotki w zaawansowanej ciąży...
...dwie, które jeszcze na to nie wyglądają, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że nie będą rodzić w tym roku...
...całe mnóstwo tych, które już urodziły...
...całe mnóstwo kocurów...
i masę zwykłego, bolesnego cierpienia.

Muszę w końcu wziąć klatkę-łapkę i pojechać na to podwórko. Tylko, że się boję...co tam zastanę. Naprawdę się boję.

Trudno zajmować się kastracją dzikich kotów, gdy właśnie zgarnęło się matkę z sześcioma oseskami z ulicy. Gdy pomyślę o tym, że w dowolnym miejscu w Krakowie dzieje się coś podobnego...tylko być może nikt nie przyjdzie i nie zabierze kotów do siebie...trudno się z tym pogodzić.

Tyle jest zwierzaków, które czekają na dom. Wszystkie na niego zasługują, nawet te najbrzydsze, najbardziej chore - a może te najbardziej. Czy koniecznie muszą rodzić się nowe?

To co powiem jest może truizmem, ale niestety truizmem aktualnym: w naszym katolickim kraju brakuje nie tylko chrześcijańskiego podejścia do życia i człowieka, ale i franciszkańskiej troski o zwierzęta, naszych Braci Mniejszych. To wielka hipokryzja, trudny do zmycia grzech.
Nie wszyscy musimy zajmować się zwierzętami i nie wszyscy musimy mieć je w domu. Ale przechodzić obojętnie wobec cierpienia, czy wręcz negować je - to jest okrutne.

Jeżeli wielu z nas podejmie choćby malutkie, pozornie nic nie znaczące działania - możemy wyraźnie poprawić sytuację żyjących w mieście bezpańskich zwierząt.

Na pocieszenie, po tym smutnym poście, kilka zdjęć mojej 13-letniej ślicznotki...może ktoś się zakocha?...czeka na dom od grudnia...


Xiężna Wszechmieszkania w swej łaskawości daje się głaskać:

Alkowa Jej Prążkowanej Dostojności



No i co? Czyż, mrr, nie jestem piękna?...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Cool cat

Anonimowy pisze...

Cool cat